niedziela, 22 maja 2011

19. Fuck Rak!!!!

Chcesz pomóc uratować zdrowie i życie Pauli Pruskiej? Zapraszam!!!!
Z bloga Pauli: http://paulapruska.blogspot.com/

fuck! rak! tak!




Z inicjatywy zwariowanych pozytywnie ludzi, zarażających energią i pasją życia powstały super extranckie koszulki FUCK RAK ! Wulgaryzmy użyte w odpowiednim kontekście nabierają odpowiedniego znaczenia, tak więc wybaczcie - FUCK RAK YEAH po stokroć!
Dziedzic Pruski jako moja nazewnicza rodzina zaprojektował specjalną koszulkę, z której sprzedaży CAŁY zysk trafia na leczenie Wstręciucha Śmieciucha. Kup koszulkę - ratuj życie !


Klikajcie na obrazek, odeśle Was do miejsca, w którym można zaopatrzyć się w fuck rakową koszulkę!

Jest cel, jest energia, jest życie! Jajks! :)

środa, 18 maja 2011

18. Loteria

Z bloga Precla:


http://preclowastrona.blox.pl
Nasze Stowarzyszenie - SMAk Życia chce w wakacje w Gliwicach zorganizować loterię, z której dochód zasili nasze skromne konto i będzie przeznaczony na cele statutowe SMAku.
W tym celu zbieramy OGROMNIASTĄ ILOŚĆ FANTÓW (ok 800) i jak poniżej pisze Blondyna a ja się do tej prośby gorąco przyłączam:
"Przyznam, że liczę na mobilizację Waszą, Waszych znajomych, ich znajomych, przyjaciół wirtualnych i "żywych", rodziny, zaprzyjaźnionych szkół itd. Fanty mogą być handmade'ami, najważniejsze, by były ładne i nowe (a przynajmniej na takowe wyglądające). Jeśli ktoś uzbiera dużo fantów i nie będzie miał pieniążków na przesyłkę, niech pisze, będziemy myśleć. Fanty mogą być o charakterze religijnym, bo loteria odbędzie się przy kościele.
My te fanty zapakujemy, ponumerujemy, będziemy koczować pod kościołem, tylko BARDZO PROSIMY O POMOC W ICH ZBIÓRCE."
Kontakt mailowy w sprawie fantów:: smakzycia@smakzycia.org lub do mnie: gofer73@gazeta.pl
Zbiórkę prowadzimy do końca czerwca.

środa, 11 maja 2011

17. Krzyczymy o Pauli

Krzyczmy kochani gdzie się da................



Kurczę, chce mi się żyć tylko ten rak (srak) !!!!
Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy Alveolar Soft Part Sarcoma. Ta podstępna szuja nie dość, że ośmieliła się wtargnąć do mojego organizmu to ... siedzi w nim do dzisiaj.
Skomplikowana operacja, której nie mogłam się poddać w Polsce, naświetlania protonowe, eksperymentalna terapia Sutentem, później nowszym od niego Cediranibem (chemioterapie niestandartowe, na etapie badań klinicznych) pozwoliły ujarzmić to świństwo, założyć chorobie kaganiec i kontrolować przerzut w płucach i śródpiersiowych węzłach chłonnych. Jak się okazuje - tylko na jakiś czas.
Ostatnie wyniki badań pokazały, że mój nowotwór (i wcale nie chcę go mieć!) nie do końca "leży" spokojnie. Zmiany zaczęły rosnąć. Klinika NIH w Waszyngtonie, pod której opieką byłam przez ostatnie 4 miesiące, nie może mi już dawać leków for free. Na dzień dzisiejszy nie ma też farmakologicznych opcji leczenia w Polsce, ani nawet w Europie. Opcji - które dawałyby nadzieję na powodzenie w leczeniu tego chemio i radio opornego Gada. Szansę daje mi jednak klinika Dana Farber w Bostonie. Aktualnie na rynku onko - farmakologicznym jest to jedyny punkt, w którym mogę dostać lek (CRIZOTINIB), działający na zasadzie nowoczesnych mechanizmów (C-MET), mający obiecujące rezultaty a co najlepsze skuteczny w przypadku ASPS.
Taką 6 miesięczną terapię wstępnie wyceniono na 48.000 $ Nie wiadomo też, przez ile będę musiała go przyjmować.
Jeszcze kilka tygodni temu nie sądziłam, że znów będę potrzebowała wsparcia finansowego. Ciesząc się pozytywnymi wynikami badań kontrolnych zapomniałam o tym, że ASPS jest jedną z tzw. chorób sierocych. Jest tak rzadka i pełna zagadek, że nikt w zasadzie nie bardzo wie jak ją leczyć. Na świecie tylko kilka placówek może poszczycić się doświadczeniem w tej kwestii. Jako ofiara Pana Śmiecia muszę więc szukać pomocy medyków na całym Globie. Dana Farber jest dziś dla mnie jedyną POTWIERDZONĄ możliwością.
Opcje chirurgiczno krioablacyjne są rozważane - niestety nie znam jeszcze odpowiedzi. Wszyscy trzymamy kciuki.
Ludki. Ślijcie gdzie się da, pytajcie o wsparcie. Każda złotówka przesłana do Fundacyjnej Skarbony pozwala mi wierzyć, że już zaraz będę mogła zacząć nową terapię. Chemio tabletki czekają już na mnie w Bostonie, nie mogę jednak zacząć leczenia bez uiszczenia powyższej kwoty.
W Fundacji drzemie ok 23.000 $. Potrzeba trochę ponad drugie tyle.
Jeśli tylko możecie, walcie w śmiecia złotówkami - cegiełkami. Podbijmy mu wspólnie oko, skopmy tyłek, wykręćmy wstrętne lico i wystrzelmy w Kosmos albo jakąś inną czasoprzestrzeń.
Pliz Was bardzo!!!
lov. lov.
pau.
mój blo i troszkę o mnie : http://www.paulapruska.blogspot.com

Konta, w które można rzucić "cegiełką" :
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
nr konta Fundacji Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"




I super konto do wpłat zagranicznych! :
Nordea Bank 18 1440 1387 0000 0000 1092 6483
Fundacja Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Swift/ Bic : NDEAPLP2
Iban to literki Pl+nr konta
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie Pauliny Pruskiej"



WALCZYMY O ŻYCIE WYJĄTKOWEJ PAULI PRUSKIEJ.
Dwa lata temu o tej mniej więcej porze Pau zbierała kasę na operację usunięcia ze swego biodra niezwykle rzadkiego nowotworu. ASPS jest jedną z największych świń w świecie raków. Występuje wyjątkowo rzadko, nikt nie jest w stanie nauczyć się jego leczenia, skurwiel najpierw atakuje mięśnie i kości stawu biodrowego, jak się go w porę nie powstrzyma, to szamie kręgosłup i żeby człowiek sobie nie myślał, że to wszystko – atakuje też płuca.
Wtedy, w 2009, zebraliśmy 250 tysięcy dolarów na operację, której żaden polski lekarz nie potrafił wykonać (otworzyli Pau i zaszyli). Pomogły nam wówczas wszystkie telewizje (piękna akcja TVN), media, artyści i zwłaszcza internauci. W klinice Massachusetts General Hospital w Bostonie wycięto potwornego i skomplikowanego guza wraz z kawałkiem biodra i poddano Pau unikalnej kuracji protonowej. Radość z powodzenia operki zakłócił jedynie ten słaby news: w trakcie badań zauważono maleńkie plamki w płucach.
Przez blisko dwa lata Paula walczyła z „płucnymi bobaskami” niezwykle drogim lekiem o nazwie Sutent, na szczęście refundowanym przez NFZ (lekiem de facto wymyślonym dla leczenia nowotworów nerek, ale – to było odkrycie włoskich lekarzy – działającego nieźle także w przypadku ASPS). Ku naszej wielkiej radości na widok Sutentu guzki zatrzymały się w miejscu, istniało nawet podejrzenie, że sobie elegancko zdechły.
Niestety. Kilka miesięcy temu kolejne badanie (Pau zalicza co miesiąc wszystkie tomografy, rentgeny itd. , leci w tym celu do Waszyngotu na 48 godzin i wraca) wykazało, że Sutent przestał być dla szui hamulcem. Śmieciuch ruszył znowu doataku. Po zapoznaniu się z wynikami kolejnych badań naukowcy z amerykańskiej kliniki Dana Faber, którzy Paulą się opiekują przez cały ten czas, kazali odstawić Sutent i po konsultacjach zaordynowali eksperymentalny lek, nie będący jeszcze w obiegu. Wszystko z nadzieją, że Pau jako królik doświadczalny udowodni, iż lek jest skuteczny. Kolejne trzy miesiące latania co 30 dni do USA, łykania, brania kontrastu itd, najpierw rokowania były niezłe, ale już ostatnia wizyta wykazała, że skurwysyn znowu się powiększył o 10 procent…
Żarty się skończyły, kochani.
Teraz przed Pau kolejne dwie drogi: farmakologiczna i operacyjna. Ta druga to byłby cud, ale liczymy na niego. Lekarz niemiecki przeprowadza niezwykle skomplikowane zabiegi zamrażania guzków (nawet mikroskopijnych) w ciele i płucach pacjenta. Aktualnie trwają konsultacje na linii Niemcy-USA, które mają określić szanse i przewidzieć ryzyko takiej operacji. Na razie nic nie wiadomo.
Zostaje więc droga farmakologiczna. Kolejne poszukiwanie cudownego leku. Klinika Dana Faber z Bostonu chce nadal Paulinę leczyć, walczyć o nią, kuracja sześciomiesięczna nowym eksperymentalnym lekiem (leki dotychczas znane się wyczerpały) została wyceniona na 48 tysięcy dolców. I to już po zniżce. Jako że z poprzednich zbiórek na koncie Fundacji Św. Mikołaja zostało jeszcze ok. 23 tysiące dolarów – musimy pilnie uzbierać brakujące 25 tysi dolców. Powiedzmy 20, bo resztę sam załatwię.
Nie dziwcie się tym cenom, tak wygląda świat. Dana Faber to superklinika z niezwykłymi i oddanymi lekarzami. Załatwili Pauli poprzednie leczenie eksperymentalnymi lekami przez parę miesięcy i nie wzięli ani grosza. Wcześniej wykonali operację i dopiero potem wzięli kasę, gdyż w chwili podejmowania decyzji brakowała połowa. Ale teraz specyfika procesu wymaga opłat z góry. A czas nie chce się zatrzymać. Pau od dwóch tygodni jest bez leku, słania się na nogach, skurwysynki w płucach pewnie się cieszą - a tu bez pełnej wpłaty klinika nie może się podjąć leczenia.
Pomózcie Pauli.
I pomóżcie mi.
20 tysięcy dolarów to nie jest dużo. Jutro będę dzwonił po wszystkich znanych mi kolegów artystów, może uda się zgromadzić jakąś kasę w tempie. Zresztą wielu z Was, moi friendzi ze sceny, bywa u mnie na fejsie – błagam, pomózcie. Możemy szybko dać radę. Kiedyś policzyliśmy, że za 3 złote (słownie TRZY) kupujemy w tej akcji godzinę życia Pau. Tym razem już nie ma czasu na granie charytatywnych koncertów, na kwesty i aukcje, tu musi nastąpić kliknięcie w przelew bankowy. Inaczej nie zdążymy. Ja to zaraz robię , ale sam nie podołam. Zresztą… Kto wie ile pieniędzy będzie jeszcze potrzeba?
Poprzednią zbiórka tak naprawdę uratowała życie Paulinie dzięki tysiącom drobnych wpłat, niekiedy po 20 złotych. Ludzie nie mieli kasy, a jednak dzielili się tym, co trzepotało na dnie kieszeni. Jeśli możecie powtórzyć tamtem piękny gest – zróbcie to. Paula ma 25 lat.
Zbig
PS Jej blog, cudowne wpisy i niezwykle pięknie spisaną historię całej walki, a także wszystkie dane do przelewu znajdziecie pod adresem: http://paulapruska.blogspot.com/
Oraz tu:
Konta, w które można rzucić "cegiełką" :
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
nr konta Fundacji Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"
I super konto do wpłat zagranicznych! :
Nordea Bank 18 1440 1387 0000 0000 1092 6483
Fundacja Świętego Mikołaja
ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno
Swift/ Bic : NDEAPLP2
Iban to literki Pl+nr konta
Proszę koniecznie dodać dopisek
"Na leczenie Pauliny Pruskiej"
PS2
Mój blog z roku 2009 poświęcony Pau - znajdziecie tu: http://holdys.blogspot.com/. Jest tam historia jak wszyscy pięknie pomagali zdobyć forsę na operację i podtrzymywali Pau na duszku w najtrudniejszych momentach.








wtorek, 10 maja 2011

16. Oddam synka w dobre ręce

Właśnie dostałam informację o reportażu właśnie z tym tytułem. Całość tutaj: http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110508/SLUPSK/713465532


UWAGA! Akcja pomocy dla matki

Organizujemy pomoc dla matki 9-miesięcznego chłopca! Rzeczy dla dziecka typu: żywność, pieluchy, ubrania itp. można przynosić do redakcji "Głosu Pomorza" lub wysłać pocztą na adres: redakcja "Głosu Pomorza", ul. Henryka Pobożnego 19, 76-200 Słupsk

Po więcej informacji można dzwonić pod numer telefonu 059 848 81 21

poniedziałek, 9 maja 2011

15. Olga Fijałkowska

Z bloga Olgi: http://ola-dystrofiamiesniowa.blogspot.com

Ja i moja choroba

Tutaj również znajdziesz informacje o mnie
Tak jak już wiecie, mam na imię Olga. 12 stycznia skończyłam 20 lat.
Moje życie nie różniło się w zasadzie niczym od reszty dzieciaków w moim wieku. Tak jak inni chodziłam do szkoły, bawiłam się i nie miałam żadnych zmartwień. Wszystko zmieniło się gdy skończyłam 11 lat, z moim ciałem dawało znaki, że coś jest nie tak. Najpierw zaczęłam chodzić na palcach. Chód stał się utrudniony. Oczywiście jak to zawsze na początku bywa, żaden z lekarzy nie potrafił powiedzieć co mi jest. W końcu trafiłam do szpitala w Warszawie na ulicy Banacha. Znowu kolejne bolesne badania, czas spędzony na oddziale. Pani Doktor po zrobieniu mi emg stwierdziła, że jest to dystrofia mięśniowa typ obręczowo-kończynowy i skierowała mnie na konsultację medyczną w sprawie operacji wydłużenia ścięgien Achillesa z powodu przykurczów do Zakopanego.

„Uprzejmie proszę o konsultację i ewentualne leczenie operacyjne przykurczów ścięgien Achillesa u Olgi Fijałkowskiej lat 13 z rozpoznaniem postępującej dystrofii mięśniowej typ obręczowo-kończynowy. Problem polega na tym, że przykurcz jest utrwalony od dawna, a dziewczynka ma znaczne osłabienie mięśni (załączam test mięśniowy) i w związku z tym jest obawa co do chodzenia po operacji. Także z tego powodu nie wskazane jest stosowanie opatrunków gipsowych po zabiegu.”

Kiedy stawiłam się w wyznaczonym terminie w szpitalu w Zakopanem, ordynator po badaniu i przeprowadzonym wywiadzie stwierdził, że operacja jest jedynym sposobem „zlikwidowania” przykurczów, ponieważ ścięgien nie da się rozciągnąć rehabilitacyjnie.
Na oddział zostałam przyjęta 05.10.2005 roku. Ku mojemu zdziwieniu zabieg zaplanowano już na 10.10.2005.
Nie myślałam wtedy o konsekwencjach, o tym co będzie po. Szczerze mówiąc to nawet się nie bałam.
Tego dnia kilka godzin wcześniej podłączono mnie pod kroplówkę, a pół godziny przed operacją podano mi „głupiego Jasia”, więc byłam troszkę senna.
Gdy zawieziona mnie na blok operacyjny przesiadłam się na stół, a potem Pani K. dokonała znieczulenia (znieczulono mnie miejscowo).

Opis zabiegu
Czas trwania operacji: od 13:40 do 15:25
Znieczulenie: od 13:10 do 00:00
Staza: od 13:30 do 15:30

Rodzaj zabiegów:
Ø Wydłużenie ścięgien Achillesa
Ø Przeszczepienie
Ø Korekcja stóp na częściach Miękkich

„Z cięcia na ścięgnem Achillesa wypreparowano ścięgno Achillesa, wydłużono go metodą Z. Po dalszym wypreparowaniu w kierunku kostki przyśrodkowej odsłonięto ścięgno mięśnia piszczelowego tylnego i z dodatkowego cięcia skórnego odcięto go od przyczepu a następnie po obszyciu przeprowadzono przez błonę międzykostną i pod troczkiem zginaczy na stronę grzbietową gdzie po dodatkowym cięciu skórnym wykonano dla niego łoże kostne. Przeprowadzono przez kanał nici i koniec ścięgna zakotwiczono w łożu kostnym na grzbiecie stopy. Po napięciu ścięgna zawiązano nici. Odsłonięto pod pęczkiem ścięgno mięśnia zginacza długiego palucha (razem z brzuścem) i wydłużono metodą Hookea. Tak samo wydłużono ścięgno zginacza długiego paluchów. Następnie zeszyto ścięgna, szwy warstwowe na tkankę podskórną i skórę (szew skóry ciągły). Założono dren (PRZYSZYTY). Szwy warstwowe, szwy skórne pojedyncze. Opatrunek jałowy. Gips podudziowy przecięty. Zabieg wykonano obustronnie.”

Karty informacyjne z pobytu w Zakopanem
05.10.05
„Od 11 r. życia chód na palcach, częste potykanie się. Utrudnione wchodzenie po schodach.”
Chód na palcach z hiperlordozą, wstawanie z pozycji leżącej „po sobie”
15.10.05
Zabieg chirurgiczny.
Wypisana do domu w stanie dobrym z zaleceniami
Ø Nauka chodzenia w opatrunkach gipsowych o kulach
Ø Ćw. redresyjne kolan
21.11.05
Pacjentka przyjęta do kliniki celem leczenia rehabilitacyjnego.
Chodzi przy pomocy lasek łokciowych w opatrunkach gipsowych.
16.12.05
Pacjentka po serii ćwiczeń wypisana do domu w stanie ogólnym dobrym.
Usunięcie gipsów, usprawnienie, nauka chodzenia.
08.05.06
Pacjentka podaje trudności w chodzeniu z powodu młoteczkowatego ustawienia się palców II i III stopy lewej. Nawracające obrzęki obu stóp wieczorem, ustępujące po zabiegach w wodzie.
Chodzi za pomocą lasek łokciowych w pozycji zgięcia przodopochyleniem tułowia i z hiperlordozą. Stopy płaskie obustronnie, palce stopy lewej z tendencją do młoteczkowatych przy chodzeniu.
02.06.06
Pacjentka wypisana do domu w stanie ogólnym dobrym.
Rehabilitacja: kinezyterapia, fizykoterapia, hydroterapia
Kontynuacja rehabilitacji w rejonie zamieszkania.”

Karta informacyjna z pobytu w Kruku
07.08-18.08.06
„Dziewczynka 15,5 letnia z dystrofią obręczowo-kończynową od 11 r. ż., po zabiegu wydłużenia ścięgien Achillesa (w 2005 r.) przyjęta celem usprawnienia.
Porusza się przy pomocy kul łokciowych.
W badaniu przedmiotowym pogłębiona lordoza kręgosłupa, przykurcze w st. łokciowych, biodrowych i kolanowych, zaniki mm. ksobnych kończyn.
Ocena funkcjonalna:
Ø Chód nieprawidłowy
Ø Zakres ruchów czynnych i biernych w st. skokowych ograniczony
Ø Obniżone zdolności manipulacyjne rąk „

To wszystkie dokumenty jakie posiadam w domu. Mam jeszcze karty informacyjne z
3-letniego pobytu w Konstancinie-Jeziornie, ale na nich jest napisane mniej więcej to samo co wyżej.

Mimo, iż od zabiegu minęło już ponad 5 lat pamiętam wszystko do dziś. W trakcie operacji budziłam się kila razy, ponieważ co jakiś czas miałam mierzone ciśnienie.
Słyszałam stukanie młoteczków i innych narzędzi. Anestezjolog pytała mnie za każdym razem jak się czuję i mówiła, że wszystko będzie dobrze.
Na dobre obudziłam się 15 min przed koniec, zakładano mi wtedy gipsy. Na sali operacyjnej było bardzo zimno J
Po zabiegu zostałam przewieziona na oddział. Na początku nie odczuwałam bólu, ponieważ działało jeszcze znieczulenie.
Koszmar zaczął się następnego dnia. Ból był nie do wytrzymania. Z moich oczu poleciało chyba może łez. Środki przeciwbólowe działały, ale krótko. Żałowałam, że poddałam się temu zabiegowi. Nie miałam pojęcia, że będę tak cierpiała.
Na szczęście z dnia na dzień bolało coraz mniej, a ja czułam się jak „naćpana”. Podawano mi morfinę lub ketonal. 15.10.05 wypisano mnie do domu, czyli po 5 dniach. Od pielęgniarki dostałam kilka tabletek przeciwbólowych tak na zaś.
Przez pierwsze dni miałam problemy z zasypianiem, no ale w końcu wszystko wróciło do normy.
Nauka chodzenia w gipsach wyglądała śmiesznie, przy pomocy rodziców, opierałam się o nich i powoli dreptałam. Muszę przyznać, że było ciężko.
Po zdjęciu opatrunków zaczęłam jeździć na rehabilitacje. Wiedziałam, że muszę ćwiczyć, ale czasami nie miałam na to siły. Była wtedy bardzo słabą psychicznie osobą. Nie widziałam sensu w tym co robię. Załamałam się. Mój świat się zawalił. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu się poddałam... Zajęło mi trochę czasu zanim pogodziłam się z tym co mnie spotkało.
Po pewnym czasie znowu zaczęłam cieszyć się życiem i co najważniejsze przestałam się nad sobą użalać. Wzięłam się ostro do pracy i postanowiłam, że nie dam się chorobie
.
Skończyłam gimnazjum, potem liceum, a teraz studiuję. Życie wśród osób niepełnosprawnych dodało mi jeszcze więcej energii. Zrozumiałam, że zawsze mogłoby być gorzej.

Jak mi pomóc?

Fundacja Grzegorza z Sanoka
ul. Jasna 9/10,
38-500 Sanok
KRS: 0000239073

Bank PEKAO S.A. I O. Sanok
17124023401111001007410867
Z dopiskiem: "Dla Olgi"


Dla przelewów z zagranicy:
Kod SWIFT (BIC): PKOPPLPW
PL 17124023401111001007410867
Z dopiskiem: "Dla Olgi"


Możesz również przekazywać 1% z podatku dochodowego

Apel o pomoc

środa, 4 maja 2011

13. Wyślij list do Poczobuta



Kochani moi dzisiaj tak troszkę inaczej. Nie o dzieciaczkach lecz o dziennikarzu.

Ze strony : http://sgl.gazetylokalne.pl/a/apel-wyslij-kartke-do-bialoruskiego-wiezienia
Hej
Nasz kolega, dzienniakrz Andrzej Poczobut znowu jest za kratkami na Białorusi! Jeśli możesz i masz na to ochotę to proszę Cie wklej do swojej gazety załączone ogłoszenie!
Z Jędrkiem spotkaliśmy się kilka tygodni temu. Andrzej opowiadał o swoim ostatnim pobycie w więzieniu. 19 grudnia ubiegłego roku widziałem jak w dniu wyborów prezydenckich trafił do więźniarki razem z kilkuset osobami zatrzymanymi w trakcie demonstracji na Placu Niepodległości w Mińsku. Nie pomogły wówczas tłumaczenia, że jest dziennikarzem i jego obecność tam wynikała z obowiązków służbowych. Andrzej jest korespondentem Gazety Wyborczej na Białorusi. Żalił się, że źle się ubrał i w celi potwornie zmarzł. Nie był to zresztą jego pierwszy pobyt w białoruskim areszcie. Ma już za sobą kilkanaście odsiadek. Wszystkie po sfingowanych przez KGB zarzutach. Zastanawialiśmy się kiedy w celi jest łatwiej przeżyć, gdy temperatura spada poniżej zera czy w lecie gdy duchota i trzydzieści stopni w cieniu. Andrzej przekonywał nas, że jednak lepiej gdy zimno. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że KGB nie da mu żyć. Andrzej pisze odważnie a przy tym jest liderem znienawidzonego przez reżim Zawiązku Polaków. Liczył się więc z tym, że szykany go nie ominął. Opowiadał mi o próbach zastraszenia go. Do zdyscyplinowania go używano już nie tylko milicji i tajników z KGB ale nawet urzędu skarbowego.
Ponad dwa tygodnie temu znowu trafił do aresztu. Tym razem siedzi pod zarzutem oszczerstwa wobec prezydenta. Na Białorusi grozi za to cztery lata łagru. Nie wiadomo kiedy stanie przed sądem. Wiadomo tylko, że nie ma tu co liczyć na sprawiedliwy proces.
Gdy Franek Wiaczorka, młody działacz opozycji białoruskiej trafił do koszar wysłaliśmy mu z Polski kilka tysięcy kartek pocztowych. Dziś jest na wolności i opowiada jak bardzo mu ta korespondencja pomagała przetrwać. Proszę - zadziałajmy teraz dla Jędrka Poczobuta!
pozdrawiam Jerzy Jurecki
ps. W razie dodatkowych pytań moja komóra 602378614