piątek, 29 grudnia 2017

413. Wspieramy Kacpra!


Kacper- leszczynianin,  urodzony 11 listopada w Święto Niepodległości. Wojownik- aby się o tym przekonać musiał poczekać 28 lat.

Nic nie wskazywało na to, że będzie musiał stoczyć walkę na onkologicznym ringu. Walkę o życie!


Kacper mówi:
"Przyjaciele, szkoła, potem studia  na Politechnice Poznańskiej, mecze żużlowe i kibicowanie mojej ukochanej Unii Leszno… Żyłem jak tysiące moich rówieśników. Poznałem żonę, potem urodziła się nasza córka – dziś ma 6 lat.
Moja „przygoda” z rakiem zaczęła się 2 lata temu, choć chyba wtedy nie dopuściłem do swojej świadomości tego, jak podstępny przeciwnik rzucił mi rękawicę.
Jesienią 2015 r. poszedłem do lekarza, bo znaczny spadek masy ciała zaniepokoił nie tylko moich bliskich. Pierwsze wyniki badań nie dawały mi powodu do niepokoju – jakiś stan zapalny i niedobór żelaza. Kto by się tym jakoś szczególnie przejmował? Wziąłem recepty na leki i wróciłem do mojej codzienności. Ale pojawiły się bóle brzucha. Więc zrobiłem USG. I karuzela ruszyła…
W marcu 2016 lekarz ze szpitala w Rawiczu – któremu do końca moich dni będę wdzięczny – wykrył w poszerzonej diagnostyce „coś” w wątrobie. Nie pozwolił mi czekać. Następnego dnia zostałem pacjentem oddziału szpitalnego. Kolonoskopia, gastroskopia, tomografia – wiele razy słyszałem te nazwy, ale teraz dotyczyły mnie. Dostałem skierowanie do Wielkopolskiego Centrum Onkologii. To był moment, w którym zacząłem się bać…Nie czekałem. Przeczesaliśmy z żoną cały internet i znaleźliśmy to nazwisko – prof. Krawczyk ze szpitala na Banacha w Warszawie – jeden z najlepszych specjalistów od wątroby w kraju. Niemalże cudem udało mi się zarejestrować na wizytę w krótkim terminie. Tak zostałem pacjentem Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacji Wątroby w CSK WUM na Banacha w Warszawie.
Już 12 maja byłem po czterogodzinnej operacji, a histopatologia nie pozostawiła złudzeń – HCC FLC, inaczej rak wątrobowo komórkowy. Wierzyłem, że ta operacja to finał mojej walki. Ale rak miał swoje plany.  Trafiłem do wspaniałej doktor onkolog – walczy o mnie i ze mną jak lwica.  Bo badania kontrolne pokazały, ze HCC wrócił.
 
 
W lutym 2017 przeszedłem druga operację. Po rekonwalescencji wróciłem do pracy pełen wiary, ze wszystko co najgorsze już za mną. Moja onkolog dodawała mi sił. Wierzyła chyba równie mocno jak ja.  A może tylko chciała mnie podnieść z kolan, bo wydawało mi się, że trzeci raz tego nie przejdę…
A jednak. Maj 2017. Kontrolna tomografia. ON – RAK WRÓCIŁ. Po raz trzeci… Leczenie nie dało rezultatu. Zaproponowano mi leczenie lekiem nierefundowanym SORAFENIB – koszt miesięcznej dawki to 16.000 zł.  Moja doktor nie odpuściła. Po rozmowie z zespołem Kliniki uznano, że to, co wróciło – mimo położenia nieresekcyjnego – można radykalizować. I znów pieniądze wyznaczyły wartość mojego życia. Bo choć lekarze mają narzędzie – NanoKnife – to pozostaje ono poza koszykiem świadczeń refundowanych, koszt użycia metody to 37.000 zł za elektrody do nieodwracalnej elektroporacji.
Na dziś, tylko dzięki mojej onkolog mam SORAFENIB – w styczniu będę musiał za niego zapłacić. Leczenie chirurgiczne z użyciem NanoKnife to kolejne środki, których nie mam, by móc ratować moje życie. Zabieg zaplanowano na przełom stycznia i lutego. To miesiąc i trochę.
SORAFENIB i NANOKNIFE to moja szansa, może ostatnia – muszę poprosić innych, bym mógł z niej skorzystać. Latem 2018 roku po raz drugi zostanę tatą. To niezwykłe uczucie – wiem, bo już raz przez tę euforię pomieszaną z ogromnym wzruszeniem przeszedłem. Chciałbym zobaczyć moje drugie dziecko, chciałbym móc się nim opiekować, pokazywać mu świat, tłumaczyć jego zawiłości. Chciałbym wygrać wyścig ze śmiercią… Dla moje córeczki, dla jej brata lub siostry, dla mojej żony i bliskich. Po prostu chcę żyć.
Urodziłem się szczególnego dnia. Jestem Wojownikiem. Nie poddam się bez walki. Choć dziś to walka o pieniądze…
 
 
Kacprowi można pomóc
 
Wpłacając dowolną kwotę:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK

31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem: “1241 pomoc dla Kacpra Bojańskiego”
swift code: WBKPPLPP
 
 

Przekazując 1% podatku:
W formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
W rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać
“1241 pomoc dla Kacpra Bojańskiego”
 
Biorąc udział w licytacjach:
 
 
 
Więcej o Kacprze
 
FB (kliknij w obrazek poniżej)
https://www.facebook.com/wspieramkacpra/
 
Latem 2018 roku Kacper bo raz drugi zostanie tatą. Dajmy mu możliwość przytulenia i wychowania swojego maluszka.

czwartek, 7 grudnia 2017

410. Pomoc dla Tobiasza

Pomoc dla Tobiasza.
Prosimy przeczytaj i nie przechódź obojętnie.
Pamiętajcie udostępnianie to też pomaganie

Informujemy, że w wiadomości przedstawionej rodzicom na platformie informacyjnej LIBRUS, wkradł sie mały chochlik. Licytacja będąca formą pomocy TOBIASZOWI, zorganizowana będzie ( nie jak poinformowano -jest zorganizowana ) i zostanie poprzedzona artykułem w lokalnej gazecie Życie Gostynia oraz informacją na facebooku Fundacji. Już wkrótce
 

piątek, 27 października 2017

408. Wigwam który pomaga Mikołajowi :)

Święta tuż tuż. Pora pomyśleć o prezentach. Świetny wigwam dla Twojego maluszka czeka :)
Wejdź, zalicytuj, zdobądź piękny prezent i pomóż Mikołajowi!!!
Zapraszamy! Licytacja trwa do jutra! :)
 
 

 

środa, 6 września 2017

407. Potrzebuję Cię, bo w walce o syna zostałam sama...

Kiedyś nawet nie podejrzewałam, z iloma trudnościami przyjdzie mi się zmierzyć, że zostanę całkiem sama i w pojedynkę będę musiała walczyć o zdrowie synka. Nie tak wyobrażałam sobie przyszłość, ale przecież nikt się nie spodziewa, że nagle każdy dzień stanie się walką. Jestem odpowiedzialna za życie mojego synka i cały czas robię wszystko, żeby był szczęśliwy. Mimo wielu wyzwań, to właśnie teraz stoję przed najważniejszym. Bardzo trudno jest prosić innych o pomoc, ale wyczerpałam już inne możliwości. Zrobię wszystko, żeby ratować Piotrusia, więc chowam dumę do kieszeni i bardzo proszę o pomoc. Tylko z Wami dam radę…

Od początku nie było łatwo. Ojciec alkoholik zniszczył moje dzieciństwo, weszłam więc w dorosłość z bagażem doświadczeń. Ale teraz miało być już dobrze. Wyszłam za mąż, urodziłam cudowną dziewczynkę, a po trzech latach przyszedł na świat Piotruś. Wszystko w końcu zaczęło się układać, a ja nie wierzyłam w swoje szczęście. Cieszyłam się tylko do czasu, gdy synek skończył 3 miesiące. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Miałam przecież starsze dziecko, widziałam więc różnicę. Piotruś był jakby bez sił, nie podnosił główki, cały czas tylko spał. Lekarze przyznali mi rację, co wcale nie cieszyło. Bałam się wtedy jak nigdy wcześniej - nie martwiłam się o siebie, jak kiedyś, tylko o najważniejszą osobę w moim życiu. Coś groziło mojemu synkowi, coś go zatrzymywało w rozwoju, robiło mu krzywdę!
 
Po miesiącach badań, wizyt u specjalistów i w rozmaitych poradniach zapadła diagnoza - dziecięce porażenie mózgowe - kurczowe porażenie obustronne. Chociaż na początku neurolog podejrzewał jedynie lekkie opóźnienie w rozwoju, nasz wróg okazał się znacznie gorszy. Urodziłam zdrowe dziecko - tak mi powiedzieli. Potem nagle okazało się, że na skutek obszernych, rozlanych zmian poniedotleniowych w mózgu obumarła jego znaczna część - aż 75%... Od razu rozpoczęliśmy walkę o synka i jak w większości podobnych przypadków - pochłaniała ona całe nasze oszczędności. W przypadku synka rehabilitacja okazała się skuteczna, powoli odnosiliśmy małe sukcesy. Ale wtedy dopadła nas inna paskudna choroba - epilepsja. Ataki szarpały jego ciałkiem zawsze wtedy, gdy nagle zmieniało się ciśnienie. Wystarczyło zbyt szybko podjechać samochodem pod górkę, a prąd przechodził przez ciałko Piotrusia, wykrzywiał rączki i nóżki, pozbawiał tchu. Synek musiał przyjmować mnóstwo leków. To prawdopodobnie dlatego 4-letnie dziecko cofnęło się znowy do poziomu niemowlaka, tracąc wszystko to, co osiągnąć ciężką pracą. Kolejny raz musiałam wstać z kolan, otrzepać się i ruszyć dalej. Znowu mozolna rehabilitacja i znowu małe kroczki do osiągnięcia sprawności.
 
 
To, co dla mnie było sukcesem, powodem do radości, dla mojego męża było porażką. Nie poradził sobie z chorobą syna… Odreagowywał jego niepełnosprawność paskudnym nałogiem, jakim są narkotyki. Codzienność go przerosła. Musiałam więc być silna za całą rodzinę - za męża, który niestety okazał się zbyt słaby, by udźwignąć życie z chorym dzieckiem, za moją córeczkę, która jeszcze nie rozumiała, co się dzieje i w końcu za mojego synka, który cierpiał, a przecież niczemu nie zawinił. Po wielu latach walki, upadkach i powrotach, mąż postanowił odejść. Zostawił mnie samą, założył nową rodzinę, a ja po dziś dzień walczę o wysokość alimentów. Nasze wspólne dzieci w jednej chwili przestały dla niego istnieć, zostałam sama. 
Chociaż sytuacja była trudna, nie mogłam się przecież poddać. Nie mogłam po prostu usiąść i płakać, bo matka musi być silna. Musi być oparciem dla swoich dzieci zwłaszcza wtedy, gdy jedno z nich potrzebuje pomocy. Moje pociechy to mój cały świat! Radziłam sobie długo sama, walcząc o każdą godzinę rehabilitacji, każdy dodatkowy turnus. Dzięki temu Piotruś nie jest “warzywem”, wypowiada pojedyncze słowa, potrafi sygnalizować potrzeby, bawić się z siostrą, samodzielnie siedzieć. Przed nami jeszcze długa droga, jednak wierzę w niego. Pomimo trudności, z którymi codziennie się zmaga, jest radosnym, zawsze uśmiechniętym chłopcem. Musimy dać radę!
 
Pół roku temu pochowałam ojca alkoholika, który zostawił mamę z długami. Chociaż bardzo by chciała, nie może mi pomóc finansowo. Zostałam więc całkiem sama, a pieniądze się skończyły. Wiem, że to nie one są najważniejsze w życiu, ale w tym przypadku są niezbędne. Bez nich Piotruś utknie, zacznie się cofać. Stracimy to, co wypracowaliśmy przez te wszystkie lata. Nie mogę na to pozwolić, dlatego jako matka proszę o pomoc. Dajcie nam szansę, dajcie szansę mojemu synkowi. - Marta Pawłowska- mama Piotrusia



 Piotrusiowi można pomóc wpłacając dowolną kwotę w zbiórce na Siepomaga  (kliknięcie w logo poniżej przeniesie Cię do zbiórki):

Wysyłając smsa:
Numer 72365
Treść S6347
Koszt 2,46 brutto (w tym VAT)
 
Piotruś jest podopiecznym Fundacji "Promyk Słońca"
Numer konta na które można dokonywać wpłat:
78 1240 1037 1111 0000 0691 6349
Z dopiskiem dla Piotra Pawłowskiego

Udostępniając!!!

Kontakt z mamą Piotrusia:
-tel.888457170
 
Za każdą okazaną pomoc serdecznie dziękujemy!!! 
 

poniedziałek, 19 czerwca 2017

406. Bartek [*]

Bartku nie było mi dane poznać Cię osobiście lecz przez Tęczową Armię stałeś się mi bliski. Do samego końca wierzyłam, że uda się i pokonasz wroga. Dziś wspominaliśmy, że to Ty jechałeś po potrzebne materiały na "uszytki". Ty mimo, że sam byłeś chory pomagałeś i wspierałeś Armię. Bartku szepnij Najwyższemu o naszych dzieciaczkach. Armia dziś zyskała swojego anioła i orędownika w niebie- Ciebie. Będzie nam Cię strasznie brakować. Spoczywaj w spokoju.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

405. Maszyna do cyklinowania

Potrzebująca rodzina z pomocą cioć własnymi siłami remontuje dom. Potrzeba maszyna do cyklinowania parkietu. Chętnie również przyjmiemy osobę, która pomoże wycyklinować :)
Krobia/ Gostyń i okolice.
Będziemy bardzo bardzo wdzięczni

wtorek, 2 maja 2017

404. Armia jakich mało!



Najpierw był Bartek chorujący na ziarnicę złośliwą i potrzebujący funduszy na terapię lekiem Adcetris. Udało się! Pieniądze zostały zebrane.

Kolejnym podopiecznym armii został Oskar, 7 latek walczący z neuroblastomą IV stopnia z przerzutami do kości, węzłów chłonnych, z zajętym szpikiem kostnym. Pojawiła się nadzieja- Immunoterapia. Niestety w Polsce niedostępna. Armia po raz kolejny nie zawiodła, zebrała potrzebną kwotę i wysłała Oskarka do kliniki w Greifswaldzie, by tam mógł otrzymać przeciwciała. 

Dziś pomocy potrzebuje Staś, chłopczyk który urodził się z niedowładem czterokończynowym spastycznym z przewagą kończyn dolnych oraz wysoką krótkowzroczność (-4, -6), , która również wymaga leczenia i wizyt u specjalistów. Mimo wszystko Stasiu jest niezwykle pogodnym dzieckiem, którego największym marzeniem jest to, by chodzić normalnie. Od sześciu lat rodzice chłopca walczą o sprawność nóg Stasia. Potrzeb jest wiele...

Podstawowym sposobem walki o to, by Stasiu mógł chodzić samodzielnie jest rehabilitacja. - Stasiu jest rehabilitowany 4-5 razy w tygodniu. Oprócz tego dwa razy w roku syn ma podawaną botulinę, a po jej otrzymaniu jeździmy na dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny, w czasie którego poddawany jest intensywnym zabiegom rehabilitacyjnym – wyjaśnia Aneta Szymańska, mama Stasia. - Botulina podawana jest celem rozluźnienia nóżek u Stasia, gdyż syn ma je bardzo napięte i sztywne, co uniemożliwia mu samodzielne chodzenie – dodaje mama chłopca.

W domu i w przedszkolu chłopiec doraźnie wspomaga się kulami, jednak głównym sposobem poruszania się Stasia jest wózek aktywny. Obecny wózek służy chłopcu już od roku. W niedługim czasie Stasiu będzie potrzebował jednak nowego, dostosowanego do jego wagi i wzrostu. - Wózki robione są na wymiar. Nie można niestety zrobić wózka służącego na dłuższy czas. Osoba robiąca pomiar do obecnego wózka Stasia oceniła, że nie wystarczy on na trzy lata, dlatego już teraz postanowiliśmy zacząć działać celem zgromadzenia funduszy na nowy wózek. Tym bardziej że Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje wózek tylko raz na trzy lata. Nowy wózek, w zależności od modelu i marki, to koszt od 6 000 do nawet 15 000 zł. Musimy uzbierać około 9 ton nakrętek, które po spieniężeniu powinny wystarczyć na zakup dobrego wózka. Środki, które uzbieramy ze sprzedaży nakrętek, zostaną wpłacone na konto fundacji i posłużą do zakupu wózka – mówi Aneta Szymańska.

Oprócz wózka chłopiec wymaga intensywnej rehabilitacji. Nadzieją jest również specjalistyczny sprzęt - ortezy na obie nogi, pionizator, krzesełko do poprawnego siedzenia, pas stabilizujący miednicę i wiele innych. Wszystko to związane jest z nakładami finansowymi, dlatego rodzice Stasia apelują i dziękują za przekazywanie 1% podatku na rzecz ich syna.


Chcesz pomóc Stasiowi i poznać armię, która mu pomaga?!
Zapraszamy serdecznie :) (kliknij w zdjęcie poniżej)



wtorek, 11 kwietnia 2017

403.

Aby mazurki na Waszym świątecznym stole koncertowały tak słodko jak co roku, aby zajączki wielkanocne nie skąpiły Wam podarków, a dobry Bóg - swojej łaski.

Masę zdrowia, radości i miłości.

Wesołego Alleluja! :)

poniedziałek, 27 marca 2017

402. Julka [*]


Nie tak miało być. Juleńko wierzę, że teraz robisz to czego nie mogłaś robić tutaj. Aniołku odpoczywaj [*] <3

czwartek, 5 stycznia 2017

401. PILNE! Poszukiwana pięlęgniarka/ pomoc dla chłopca w śpiączce. Gryfice i okolice!

Kochani. Bardzo ważna a zarazem trudna sprawa. Jak pewnie większość z Was wie 3 grudnia 2016 Ania Pawełczyk (mama Kajtusia- chłopca w śpiączce czuwającej) zmarła. W domu została super dzielna czwórka facetów. Jednak potrzebują oni pomocy. Proszę przeczytajcie wpis najstarszego syna Ani Dawida, udostępnijcie. Pomóżmy im w tak trudnym dla nich czasie.


Wpis Dawida (link: https://www.facebook.com/groups/339008072825982/permalink/1278273938899386/ ) :
Witam, na wstępie się przedstawię... Chociaż wiele osób może już kojarzyć mnie po nazwisku. Tak. Jestem synem Anny Pawełczyk. Niektórzy znają naszą sytuację, niektórzy nie. Dla tych drugich zostawię linka do bloga, bez zbędnego tłumaczenia wszystkiego.
www.kajtusiowy.blog.onet.pl
Miesiąc temu stanąłem twarzą w twarz z nienawiścią do Boga, ludzkości i całego świata. Odeszła od Nas moja Mama. Człowiek, który doprowadził do tego, że dzisiaj nie ma Jej już z nami na pewno nie będzie chodził bezkarnie po tej ziemi bo nie zasługuje na to, tak samo jak Mama nie zasługiwała na śmierć. W domu ten temat był zawsze odstawiany na bok bo przecież Jej nigdy nie zabraknie, bo co zrobimy jak Jej zabraknie i w końcu co z Kajtusiem? Przecież to Ona od ponad 10 lat walczyła o jego wybudzenie. Nie wytłumaczalne jest to co czuję ja czy mój ojciec. Nie będę się tutaj rozpisywał bo każdy może się domyślić co 4 facetów, może czuć kiedy w wieku 40 lat opuszcza ich matka, mentor, najsilniejsza i najpiękniejsza kobieta, a do tego jedyna w domu.
Dodałem się do tej grupy i od razu podziękuje za przyjęcie - z innego powodu. Kajtek jest coraz starszy, jest nam coraz trudniej, z dnia na dzień pękamy bardziej i bardziej... Nie wiemy co robić, żeby chociaż w jakiś niewielki sposób robić to tak jak robiła Mama.
Wiem, że istnieje tutaj dużo dobrych osób, bo po to ta grupa została stworzona dlatego uderzam do Państwa z pytaniem. Czy ktokolwiek zna kogoś kto mógłby pomóc nam przy Kajtusiu?
Przykładowo emerytowana pielęgniarka, która będzie na telefon, kilka godzin dziennie tak, żeby pomóc przy karmieniu, pielęgnacji itp... Oczywiście stała pensja, czy według dogadania się.
Czy któraś z Was, drogie Panie miała kiedykolwiek podobną sytuację? Gdzie mam uderzać o pomoc?
Proszę oszczędzić sobie głupich odpowiedzi typu - Ośrodek Pomocy Społecznej - bo po ostatnich odwiedzinach 2 Pań, które wypytywały mnie o kredyty, roczniki samochodów czy budżet jakim dysponujemy - mam dość. Panie niestety musiały wyjść z domu z niewypełnionymi papierkami ale taki już jestem. Nikt nigdy nie miał prawa znać tajemnic naszej rodziny, Mama by tego nie chciała.

Sasza czyli najmłodsza osóbka w domu w lutym kończy 3 lata, jest coraz starszy przez co potrzebuje coraz więcej uwagi, nauki, zajęć.
Niestety nie możemy podzielić idealnie obowiązków tak jak robiliśmy to z Mamą.
Jeżeli ktokolwiek wie w jaki sposób nam pomóc proszę o kontakt, zostawiam mój numer telefonu ale najlepiej pisać poprzez wiadomości na facebooku.
Telefon : 500789443.
Pozdrawiam wszystkich ciepło.
"Najważniejsze to nigdy się nie poddawać" ;)